Czasem przychodzą takie wieczory, że po męczącym tygodniu nachodzi człowieka wena i chęć zrobienia czegoś szalonego. Mnie w takich chwilach towarzyszy przyjaciółka. Wtedy dzieją się różne zwariowane rzeczy - jak ta sesja, gdzie obie byłyśmy modelkami a w niektórych momentach fotografem stawał się samowyzwalacz.
Największą "radochę" przyniosło nam skubanie szalu boa z różowych piórek (czynność Edyty), które bardziej przydały nam się luzem :) a rzucanie ich w góre, niekiedy było ogromnym wyzwaniem :) (małe, nieposłuszne piórka!)